Przyleciał helikopter. Wylądował spokojnie na arenie. Zaklęłam. W rękach miałam kule ognia.
Z helikoptera wyszedł dość dużej postury mężczyzna. Miał jakieś 25 lat. Włosy miał zaczesane w kuca, były bardzo ciemne. Oczy były niebieskie, zarost był na twarzy, ubrany był niechlujnie w koszulę i jeansy. Uśmiechnął się, widząc Kim.
- Kimi! Jak ja Cię dawno nie widziałem! - krzyknął ironicznie.
- Jakiś problem, Jacob? - syknęłam. - I nie, tym razem nie dam Ci się złapać, więc możesz sobie lecieć.
- Czy ja mówię, że Cię złapię? Robimy układ. Walczymy - Ty wygrasz, puszczam Cię wolno, ja wygram i zostaję tutaj sobie i ten tego, będziesz mi służyła - uśmiechnął się.
- Zapomnij. Nie widzisz? Mam kontuzję ręki.
- Oh, ciekawe dlaczego.. - z helikoptera wyszedł David.
- Wy.. razem? Uu, gej party jakieś?
- Nie. Tylko po prostu teraz jesteśmy partnerami w pracy.
- Zapomnij. Ja nie będę w samej bieliźnie przed wami paradowała, debile - warknęłam.